Kobiety Orientu mają swoje urodowe sekrety. Po niektóre z nich (np. olejek różany czy arganiowy, hennę) sięgają już nawet zachodnie koncerny kosmetyczne. Czy przyjmie się więc sposób depilacji… nitką bawełnianą?
Arabska depilacja
Tatuaż henną, mocny makijaż oczu – tyle widzimy patrząc na zakwefioną Arabkę. Tymczasem na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej istnieje długa tradycja pielęgnacji i higieny ciała. Muzułmanie mają bowiem aż dziesięć przykazań dotyczących higieny – muszą: przycinać wąsy, nosić brodę, myć zęby, płukać nozdrza, obcinać paznokcie, myć dłonie, usuwać owłosienie spod pach, depilować włosy łonowe, podmywać się po wizycie w toalecie, płukać usta. W kulturze arabskiej do dziś przetrwała instytucja łaźni publicznej – hammamu. Większość muzułmanek sama się depiluje, można też zrobić to w łaźni właśnie…
Tradycja religijna wymaga, aby depilować włosy od pępka w dół, wokół narządów intymnych oraz wokół odbytnicy, raz na czterdzieści dni. Natomiast usuwanie owłosienia z innych części ciała (nogi, stopy, ramiona, piersi) uznaje się w islamie za wskazane jako podnoszące piękność kobiety. Jedyne włosy jakie wciąż uważa się za atrybut kobiecości, to te na głowie – mają być długie i bujne.
Do usuwania owłosienia w krajach Orientu używa się halawy – ciepłej pasty przyrządzonej ze skarmelizowanego cukru i soku cytrynowego. Włoski wyrywa się także za pomocą nici, wykonując bardzo szybkie ruchy dłońmi. Z pewnością do takiej depilacji potrzebna jest zręczność i cierpliwość, której arabskie kobiety mają znacznie więcej, niż żyjące w pośpiechu Europejki, ale ta metoda może być przecież stosowana w naszych, europejskich gabinetach kosmetycznych. Kobiety na Wschodzie wzajemnie depilowały sobie w ten sposób twarz oraz regulowały brwi. Umiejętność ta przekazywana była z pokolenia na pokolenie i przetrwała do dziś.
Metoda ta jest znana także w polskich salonach. Zabieg nitkowania (z ang. threading), pochodzący z krajów azjatyckich i arabskich (z Indii i Iranu, gdzie zwany jest Bande Abru, khite po arabsku and fatlah w Egipcie) to wciąż rzadkość, ale znana. Można go wykonać w celu depilacji twarzy (usuwa zbędne brwi, wąsik, włosy na policzkach i na brodzie). Zamiast pęsety używa się bawełnianej nici. Trzeba ją odpowiednio skręcić i chwycić 4 końce w taki sposób, aby podczas przesuwania nitki po skórze działała ona jak… kosiarka. Co więcej, nitka nie tnie włosów, ale je wyrywa z cebulkami, odrastają więc wolniej – dopiero po trzech, czterech tygodniach. Można wyrywać nitką pojedyncze włosy, jak i nawet kilkucentymetrową linię. Nie ma znaczenia ich długość i grubość, więc wygląda na to, że nitka poradzi sobie z włoskami, z którymi nie radzą sobie mechaniczne depilatory… Co więcej, „użytkowniczki” nici twierdzą, że usuwanie włosków tą metodą nie jest wcale bolesne. Zabieg trwa nawet trochę krócej niż tradycyjna depilacja. „Instrukcję użytkowania” można pooglądać w Internecie – wygląda na niezbyt prostą, ale zręczność, z jaką posługują się nitkami kosmetyczki przekonuje, że można się tej sztuki nauczyć… Generalnie potrzeba 40 cm zwykłej bawełnianej nici (dość cienkiej), z której należy zrobić pętlę i ją odpowiednio skręcić. Podczas przesuwania po skórze skręconej nici włos wkręca się w nią i jest wyrywany. Po użyciu nić wyrzucamy. Voila!
Po depilacji wystarczy przemyć twarz i dać jej ochłonąć przez jakieś 15 min, podrażnienie szybko przechodzi, po kwadransie skóra wygląda już normalnie. Usuwanie niepożądanych włosków nicią polecane jest zatem np. alergikom. Nie są znane żadne przeciwwskazania do tego zabiegu.