Jakoś nigdy wcześniej Sydney nie było moim miejscem marzeń, celem na samym topie planów turystycznych. Kiedy jednak już tam dotarłam, miasto wręcz zaparło mi dech w piersiach. Ma spektakularne położenie nad Pacyfikiem, bujną roślinność, busz wdzierający się w przydomowe ogródki, kangury grzebiące w koszykach piknikowych i papugi różnych kolorów, siedzące na drzewach w city…
Lubię naturę, zabytki (najlepiej bardzo starożytne), niezwykłe budowle, dzikie zwierzęta i… wielkie miasta. Wiele światowych metropolii oferuje te wszystkie atrakcje w jednym miejscu – np. Rzym, Paryż. W Sydney okazało się, że jest również wszystko, co lubię. I to pomimo niedoboru naprawdę starych budowli (te 230-letnie nie są zabytkowe w stopniu, który mnie satysfakcjonuje).
Jednak nie brak tu urokliwych zaułków, tuneli, drapaczy chmur, więc pomimo swej „młodości”, Sydney skradło mi serce. Uważam, że to jedno z najbardziej atrakcyjnych miast świata. Ma zarówno ciekawe, związane z naturą miejsca, jak i takie, które są wytworem wyłącznie ludzkich rąk. Zakochałam się w tym jego kosmopolitycznym blasku. Ale i z podobną mocą w atmosferze tropikalnej plaży pełnej surferów, oraz w dzikim odosobnieniu parku krajobrazowego… To miasto wręcz oszałamia!
Sydney – co za widoki!
Sydney położone jest nad naturalną zatoką o powierzchni 55 km² (Port Jackson). Jest ona zalaną przez ocean doliną rzeczną głęboko wciętą w piaskowiec, stąd podziwiać tu można klifowe wybrzeże. Co jednak ciekawe i interesujące dla jaszczurek (i nie tylko).

W samym mieście jest ponad 70 plaż. W granicach miasta znajduje się też kilka parków narodowych, co jest ewenementem. Zespół miejski zajmuje powierzchnię 12 368 km² zaliczając się tym samym do największych powierzchniowo obszarów miasta. Prawie identyczną powierzchnię zajmuje nasze… całe województwo śląskie!.
Sydney jest najstarszym miastem Australii i oczywiście nie jest jej stolicą… Jego początki sięgają stycznia 1788 roku. Wtedy to kapitan Arthur Philip przybył z wyprawą („First Fleet”) do Botany Bay na południu Port Jackson. W trakcie trzydniowej ekspedycji rozpoznawczej odkrył Manly Cove, a dzień później inną zatokę. Nazwał ją na cześć ówczesnego brytyjskiego ministra spraw wewnętrznych Thomasa Townshend Sydney – Sydney Cove. 26 stycznia 1788 Phillip uznał to miejsce za odpowiednie na zwinięcie żagli i w pobliżu dzisiejszego Circular Quay umieścił flagę Wielkiej Brytanii. Dlatego teraz 26 stycznia jest świętem narodowym, Dniem Australii.
Od skazańców do nowoczesnej metropolii!
W pierwszych latach swego istnienia Sydney było tylko kolonią karną. Ile kosztowało siły, determinacji, cierpienia ludzi, by zamienić to miejsce przez 100 lat w taki raj?
Opera i inne atrakcje turystyczne w Sydney – co warto zobaczyć?
Co czyni wyjątkowym to miasto, czyli mój top atrakcji w Sydney:
- Ikoną miasta jest znajdujący się tuż przy wodzie gmach Opery, więc nietaktem byłoby go pominąć. Obfotografowany miliony razy. Wielu widzi w nim kształt żaglowca majestatycznie wpływającego do portu, co może symbolizować początki miasta jak i np. bardzo znany „wyścig” żaglowców Sydney-Hobart.
Widok na Operę z Mostu Portowego Kiedy jednak obchodziłam gmach Opery znalazłam interesującą informację, co tak naprawdę zainspirowało twórcę budynku. Był nim duński architekt Jørn Utzon, i nie były to statki lecz… cząstki pomarańczy!
Architekta opery w Sydney zainspirowały cząstki pomarańczy Gmach od 1973 roku wpisuje się w panoramę miasta. Operę można zwiedzać (odpłatnie) lub poznać jej wnętrze „dousznie”, kupując bilet na koncert. Koszt od 100 dolarów austr.
- Dokładnie spod Opery świetnie widać, i to w całej okazałości, znacznie starszy od niej Most Portowy (1932 r.). To kolejny symbol miasta. Jednym potężnym łukiem spina południowe i północne dzielnice. Fascynowała mnie możliwość 3,5 godzinnej wyprawy na sam jego szczyt – w specjalnej uprzęży, bez ruchomych przedmiotów w kieszeniach, pod okiem przewodnika. Nie znalazłam jednak towarzysza, a koszt biletu był dość wysoki – ok. 200 dolarów austr.
- W pobliżu Opery, po przeciwnej stronie niż most, rozciągają się tereny (30 hektarów!) Królewskiego Ogrodu Botanicznego. Rośnie w nim kilka tysięcy gatunków flory, a mieszkańcy urządzają sobie pikniki lub po prostu leżą na trawie, czytając książki, śpiąc lub obściskując się. Cudowne miejsce nie tylko dla wielbicieli kwiatów. Oaza zieleni w samym sercu 5-cio milionowej metropolii.
Feeria zieleni i innych kolorów w Ogrodzie Botanicznym. Na pierwszym planie jeden z licznych memoriałów, w których kochają się Australijczycy - Dzielnica The Rocks jest taką Starówką Sydney, pełną najstarszych w mieście (i Australii) pubów, barów, restauracji, sklepików z pamiątkami, galerii sztuki, wąskich zaułków, stromizn i podobnych im urokliwych spacerowo miejsc.
- Moja ulubiona część miasta to Darling Harbour – prawdziwe city. Bankowo-firmowo-handlowo-rozrywkowa dzielnica, powstała na terenie dawnych magazynów portowych. Zbudowano ją z okazji 200-lecia założenia Sydney, w 1988 roku. Jest tu kino Imax, Oceanarium, Ogród Chiński, skwery, restauracje, hotele, atrakcje wodne.
- Circular Quay to przystań, do której przybijają wszystkie promy i w której codziennie „nocował” inny krążownik oceanów. Uwielbiałam patrzeć, jak każdego dnia o 18.00 przy dźwiękach syreny kolejny statek wypływał na morze unosząc szczęśliwych podróżnych, rozlokowanych w luksusowych kabinach z balkonami, basenem na najwyższym pokładzie itp.
- W Sydney jest wielka różnorodność galerii i muzeów – do wyboru według klucza, co kogo intryguje.
- W samym mieście zobaczycie i usłyszycie różne ptaki: od rozkosznych czerwono-zielonych roselli, poprzez kakadu, aż po śmiejące się, hałaśliwe kookaburry z gatunku zimorodkowatych.
- Na wielbicieli plażowych przyjemności czeka najsłynniejsza, szeroka i długa plaża miejska Sydney: Bondi. Ponoć znajduje się na 8. miejscu w rankingu najpiękniejszych plaż miejskich świata wg National Geographic.
Słynny basen morski w Bondi Mnie o wiele bardziej podoba się ta w Manly: małe skaliste zatoczki, w których wygrzewają się jaszczurki, a piaskowce mienią się fantastycznymi kolorami.
- Parki Narodowe, znajdujące się w obszarze miasta, z miejscami na barbecue, toaletami, dostępem do świeżej wody i kangurami czyhającymi na piknikowe resztki są cudownym miejscem na aktywny wypoczynek.
Kangur z gatunku wallabie podkradający się do ludzi Jeśli miałabym wybrać jedno miejsce na tym kontynencie dla kogoś, kto może tu przylecieć na krótko, na chwilę, aby zobaczyć Australię, polecam Sydney.