czekolada

Głód słodyczy w PRL-u [BLOG]

Był taki czas, kiedy w sklepie zabrakło cukierków. Z dzisiejszej perspektywy wydaje się to totalną abstrakcją. Dla mnie też! No bo jak można uwierzyć, że dziecko może marzyć o gumie do żucia – w szczególności Donaldzie, lizaku na patyku czy wyrobie czekoladopodobnym, który specjalnie się do jedzenia nie nadawał? Nie mówiąc o takim rarytasie, jak czekolada mleczna Pani Twardowska?

Czasy PRL-U

Raz, pamiętam, kiedy na stoisku z cukierkami nie było dosłownie nic, podeszłyśmy z koleżanką Z. do drugiej lady w nadziei, że coś tam kupimy. Niestety, był tylko ocet i parę niejadalnych, a w każdym razie niesłodkich rzeczy. Nie mogłyśmy jednak wyjść ze sklepu z pustymi rękami i kupiłyśmy coś, co za sprawą kształtu albo złocistego papierka na pierwszy rzut oka skojarzyło się nam ze słodyczami – przyprawę Maggi w kostce. Wielkiego rozczarowania, że jest to niesłodkie, nie sposób zapomnieć… Glutaminian sodu raczej nie przypadł nam do smaku, ale i tak zjadłyśmy te kostki. Nie dość bowiem, że szkoda było wyrzucać, to jeszcze koleżanka powiedziała:
– Udawajmy, że to cukierek.

Z tamtych czasów najbardziej pamiętam trzy rodzaje lizaków: pomarańczowego o kształcie kogucika, tzw. długie w zielono-białych papierkach z (chyba) czerwonymi kółkami czy też wisienkami na brzegach, po których nie widzę nawet śladu w necie, i lizaki z kwiatkiem. Te ostatnie poznałam mając lat około pięciu, kiedy poszliśmy do chrzestnego Młodej w gości. Nie mogłam się wówczas zdecydować, który kwiatek jest ładniejszy i którego lizaka powinnam wręczyć kuzynce. Dałam jej w końcu jednego, ale zaraz zmieniłam zdanie i zażądałam wymiany. I tak za dwa razy. Oczywiście, żadnej w tym swojej winy nie widziałam i miałam ogromne poczucie krzywdy, kiedy mnie rodzice obsztorcowali – w dodatku przy ludziach (tj. przy wujku i ciotce). Zawinił nierozsądny dorosły – ojciec pewnie, bo mama raczej takich wpadek nie miewała – bo kupił dwa różne lizaki.

Z późniejszego dzieciństwa kojarzę jeszcze lizaki kulki. Potem poznałam lizaki gwizdki i lizaki w kształcie serduszka, ale nie zrobiły na mnie już takiego wrażenia, jak te wspomniane powyżej.