Śmierci wielkich ludzi, zwłaszcza te bardziej tragiczne, makabryczne zgony fascynowały i fascynują niejednokrotnie do dziś
Śmierć – kara za chciwość
Chciwością i żądzą władzy grzeszyli wielcy tego świata od zarania dziejów. Byli wśród nich monarchowie, konkwistadorzy i zdrajcy, którzy za kilka srebrników gotowi byli zaprzedać swoich ziomków. Zamiast oczekiwanego zysku wielu z nich spotykała jednak okrutna kara. Zostali potraktowani roztopionym złotem niczym Viserys Targaryen, zdegenerowany brat Daenerys z kultowej już Gry o tron. Pomysł Dothraków, którzy wylali mu na głowę roztopione złoto, nie jest jednak fikcją, bo nawiązuje do prawdziwych wydarzeń.
Makabryczne zgony
W przeszłości jedną z kar za fałszowanie pieniędzy było wlewanie winnemu roztopionego ołowiu do gardła. Z kolei roztopionym złotem potraktowali Anglicy pewnego szkockiego zdrajcę, który w zamian za pieniądze wydał w ich ręce oblegany zamek. Cóż, cenili sobie jego pomoc, którą rzecz jasna przyjęli, ale nie cenili sobie zdrady. Oczywiście, zdrajca ów nie przeżył. W innej części globu podobny los spotkał chciwego konkwistadora, pierwszego gubernatora Chile. Pedro de Valdivia, o którym tu mowa, przez kilka lat eksploatował nowo zdobyte ziemie, zmuszając Indian do niewolniczej pracy w kopalniach złota. Aż wreszcie wpadł w ręce wojowników z plemienia Araukuranów. Wojowniczy kanibale nabili go na pal, napoili roztopionym złotem. Potem wyrwali mu z piersi bijące jeszcze serce i pożarli je w trakcie uczty, a z obgryzionych z mięsa kości zrobili piszczałki…
„Król z żelaza” i klątwa templariuszy
Na taką samą karę bez wątpienia zasłużył francuski król Filip IV Piękny, oprawca zakonu templariuszy, znany szerzej za sprawą kultowego cyklu książek Królowie przeklęci Maurice Drurona , które zresztą doczekały się ekranizacji. I chociaż uniknął pomsty ludzkiej, spotkała go kara boska. Tak przynajmniej mówi legenda.
Filip IV Piękny, zwany „królem z żelaza” słynął nie tylko z unicestwienia templariuszy, których kazał aresztować 13 października 1307 roku, ale też z chciwości oraz faktu, że się papieżom nie kłaniał. Bonifacego VIII, który w efekcie zmarł na skutek stresu, kazał aresztować pod zarzutem herezji. Benedykta XI kazał otruć, a Klemensa V, którego poparł w staraniach o urząd papieski, zmusił w 1312 roku do rozwiązania zakonu templariuszy.
To z jego inicjatywy słynnych zakonników-rycerzy oskarżono o herezję i wiele innych występków, obejmujących wszystkie najgorsze grzechy średniowiecza. Tak naprawdę jednak królowi chodziło o… pieniądze. A raczej o legendarny skarb templariuszy, którego do dziś nie udało się znaleźć. Filip Piękny nie nacieszył się także zagarniętymi im ziemiami. Kilka miesięcy po egzekucji wielkiego mistrza Jakuba de Molay dosięgła go klątwa.
„Nim rok minie, spotkamy się na Sądzie Bożym!”
Słowa: „Papieżu Klemensie, królu Filipie, rycerzu Wilhelmie! Nim rok minie, spotkamy się na Sądzie Bożym!”, wypowiedziane przez płonącego na stosie Jakuba de Molay, spełniły się co do joty. Rycerz Wilhelm de Nogaret, autor aktu oskarżenia, już nie żył. Klemens V umarł miesiąc po egzekucji wielkiego mistrza, a piorun, który uderzył w katafalk z jego ciałem, miał być ewidentnym znakiem kary boskiej.
Filip IV Piękny zmarł jesienią tego samego roku, w kwiecie wieku. Według niektórych wersji, przyczyną jego nagłej śmierci był upadek z konia. Historycy spekulują, że upadek mógł być skutkiem otrucia przez któregoś z ocalałych z pogromu templariusza, wylewu krwi do mózgu lub zawału serca. Co ciekawe – sekcja zwłok wykazała, że serce było tak małe jak serce gołębia.
Poddani nie mieli wątpliwości, że ten król „bez serca”, który okrutnie poczynał sobie z templariuszami, Żydami, lombardzkimi kupcami, szlachtą i klerem, których obdzierał z pieniędzy, zapłacił śmiercią za chciwość…
Makabryczne zgony
Podobne historie, niektóre bardziej lub mniej makabryczne, o torturach, śmierciach na stosach, krwawych egzekucjach, zamachach i skrytobójstwach można znaleźć w książce Siedem śmierci. Jak umierano w dawnych wiekach A. Bukowczan-Rzeszut i B. Faron (tutaj można przeczytać fragment).
W epoce średniowiecza bardzo mocna była wiara, że karą za grzech – zwłaszcza za grzech główny – była śmierć. Jeśli delikwent nie umarł z ludzkiej ręki, czekała go pomsta Boża i piekielne męki w zaświatach. Do tego wcale nie musiał był chciwcem, seryjnym mordercą jak Elżbieta Batory, wampirzyca z Siedmiogrodu, czy nikczemnikiem. Wystarczyło, że chorował na depresję (sic!), obżerał się bez umiaru czy nadużywał uciech cielesnych…