Wpadła mi ostatnio w ręce książka dla młodzieży: „Graffiti Moon” Cath Crowley. Historia dzieje się w Melbourne, główny bohater, tajemniczy Shadow jest utalentowanym artystą, tworzącym graffiti
Lektura przypomniała mi moją zimową wizytę w tym mieście. Kuzyn polecił mi wtedy odnalezienie ulicy słynącej z prac graficiarzy – Hosier Lane. Dotarłam nawet nie tylko tam, obejrzałam dzieła, niektóre z mieszanymi uczuciami. Nie wszystkie mi się podobały, ale było to ciekawe doświadczenie „artystyczne”. Nawet kubły na śmiecie były pokolorowane…
Nie widziałam nigdzie indziej na świecie całych ulic tak upstrzonych kolorami. Częściej wyglądało to jak jakiś slumsowy zakątek a nie galeria sztuki, choćby i ulicznej. Władze miasta Melbourne mają wyjątkowo życzliwe podejście do graffiti. Inna sprawa, że nie spotkałam tam bazgrołów pisanych na pięknych budynkach, jedynie w przestrzeni udostępnionej dla tego rodzaju działań.
Moje skojarzenia graffiti są raczej niedobre. Utożsamiam je z jednokolorowymi hieroglifami widocznymi na ścianach (najczęściej świeżo odnowionych) kamienic we Wrocławiu, które doprowadzają mnie do szału. Jednak to, co zobaczyłam w Melbourne było po stokroć bardziej interesujące i „artystyczne”. Na Hosier Lane artyści co jakiś czas zamalowują swoje (albo cudze) prace, tworząc nowe obrazy. Tak więc ta ulica żyje, zmienia się i moje zdjęcia mogą już być nieaktualne:
Poza Hosier Lane miejsc z obrazami na budynkach czy na skrzynkach elektrycznych jest w Melbourne mnóstwo. Słyszałam nawet o swego rodzaju graficiarskiej turystyce: zwiedza się miasto podążając za obrazami na ścianach.
W książce, która przywołała moje podróżnicze wspomnienie tego miasta, twórczość młodych graficiarzy pokazana jest jak zajęcie bardzo kreatywne, poetyckie, niosące widzom jakieś przesłanie. To, co siedzi w głowie książkowego Shadow’a jest obrazem, metaforą, za pomocą której komunikuje swoje uczucia, przemyślenia. Dlatego Shadow bardzo mi przypomina postać istniejącego w realu artysty ulicznego, najsłynniejszego w tej branży – Banksy’ego. Dzięki niemu graffiti stało się sztuką przez duże S. Banksy oprócz obrazów tworzy też performance, przemieszczając się po całym świecie i intrygując swoją ukrywaną tożsamością. Istnieje nawet hipoteza, że pod tym nickiem ukrywa się grupa ulicznych artystów. Jego czy też ich „dzieła” bardzo często komentują jakieś wydarzenia społeczne, polityczne, np. sprawę uchodźców z Syrii:
Oczywiście poznajecie najsłynniejszego uchodźcę syryjskiego – Steve’a Jobs’a? Nie wiem, czy Banksy odwiedził Melbourne, bo obecnie takich „graficiarskich mekk” jest na świecie setki, ale to miasto uważa się za stolicę kultury Australii. Pełno w nim innych miejsc, w których mogą tworzyć artyści, „pod gołym niebem”. Są to najczęściej jakieś instalacje przestrzenne, rzeźby:
A co myślicie o wielkich złotych owadach wspinających się po ścianie melbourn’skich biurowców?
Sztuka uliczna ma swoje odmiany. Jedną z nich jest np. yarn bombing, czyli pokrywanie przestrzeni miejskiej dzianinami. To wytłumaczyło mi te szydełkowe pokrowce na znakach drogowych w Melbourne, w pewnej eleganckiej dzielnicy, nieopodal widocznego na zdjęciu kościoła przerobionego na… apartamentowiec. Takie rzeczy tylko w Melbourne!
———————————–