Ostry zjazd [opowiadanie] - ROSOMAG.PL
narciarz

Ostry zjazd [opowiadanie]

Nieplanowany wypad na narty staje się początkiem innych, jeszcze mniej planowanych wydarzeń…

Cały stok prześlicznie skrzył się śniegiem. Słońce było wysoko, w końcu to dopiero 9-ta. Spojrzałam w dół i na chwile serce mi zamarło. Ze strachu. Zawsze tak jest, gdy stoję na szczycie góry, mając do nóg przypięte narty. I gdy w dodatku te narty są pożyczone, kombinezon dwa numery za duży (zdecydowałam się w ostatniej chwili na wyjazd z Agatką), a kijki w rozmiarze XXL – dla chłopa 2-metrowego wzrostu. ”Oj, będzie walka o życie” – pomyślałam sobie.

Agata szusowała już w dół, zgrabnie robiąc skręty, tuż za Mariuszem, swoim chłopakiem. Moja przyjaciółka jeździ bardzo elegancko, z gracją. Ja jestem początkującą narciarką i jeżdżę raczej stylem zwanym „rozpaczliwcem”. Rozpaczliwie walczę o przeżycie…

Nasunęłam na oczy pożyczone od brata gogle, w których wyglądam jak chrząszcz i podjęłam decyzję o zjeździe. Góra nie była wysoka, ale dla kogoś początkującego nawet parkowe wzniesienie staje się Czomolungmą. Na stoku kręciło się kilka kolorowych mróweczek. Wypatrzyłam miejsce, gdzie było ich najmniej (nie umiem jeszcze hamować…) i odepchnęłam się kijkami. Wiatr od razu zaczął mi świstać w uszach. Zjeżdżało się bosko. Co z tego, że na „krechę”? Po lewej i prawej stronie narciarze zlewali mi się w smugi kolorowych plam. Ich kombinezony tworzyły barwne pasma po obu stronach mojej trasy. Dobrze, że żaden z nich nie przecinał drogi mego zjazdu. Ze skrętem mam jeszcze spore kłopoty… A robienie pługa wychodzi mi dopiero od wczoraj…

Nagle serce mi zabiło – jakieś 10 metrów niżej pojawił się narciarz, który zatrzymał się z drugą osobą na stoku. Oboje stali do mnie plecami, dokładnie na wprost. Zaczęłam wrzeszczeć:

– Uwaga, ludzieeee, z drogi! – Ale prędkość była za duża, nie zdążyli zareagować. Zobaczyłam tuż przed swoim nosem plecy odziane w granatowy kombinezon i razem z tym kombinezonem runęłam w śnieg. Wykonaliśmy jeszcze kilka obrotów, wzbijając śnieżną zadymę, narty się odpięły i zaczęły zjeżdżać w dół. Zatrzymałam się na jakiejś zaspie, granatowy kombinezon niedaleko mnie, ale trwał w kompletnym bezruchu. Zbliżała się do nas szybko narciarka w malinowym kombinezonie, krzycząc:
– Boże, Grzesiek, jesteś cały???

O mnie nikt się tu nie martwił… Wstałam powoli, sprawdzając, czy wszystko jest na swoim miejscu. Było na swoim miejscu. Kombinezon poruszył się, dziewczyna uklękła przy nim.

– Kurcze, ale jazda! Ktoś we mnie wjechał! – poskarżył się chłopak.
– Tak, i leży obok… – odpowiedziała malinowa narciarka i spojrzała na mnie. Była piękną blondynką w cholernie pieknym kombinezonie. I pewnie umiała dobrze jeździć na nartach…
– Przepraszam bardzo… – doczłapałam do Grzegorza. Podnosił się ostrożnie z zaspy. Chłopak był superciachem. Opalona twarz, ciemne oczy, Całuśne, duże usta. A ja w dwa rozmiary za dużym szarym kombinezonie, w  którym wyglądam jak hipopotamica… – Jestem początkującą narciarką. Nie umiem jeszcze skręcać, z hamowaniem mam kłopoty i w ogóle… Tak mi przykro. Nie umiałam was ominąć. Krzyczałam… – tłumaczyłam się bez ładu i składu.
– zatrzymaliśmy się, bo Darii  wpadło coś do oka… – tłumaczył Grzegorz.

– Mogłaś nas zabić! – zaatakowała mnie dziewczyna. – W dodatku trzeba poszukać twoich nart, zjechały sobie, nie wiadomo gdzie!
– Znajdą się! – powiedział Grzegorz, uśmiechając się do mnie.

Nie jestem pewna, czy uśmiechał się do mnie, czy śmiał się… ze mnie. Stałam ciągle w tych idiotycznych  goglach.

– Nie mogły same dotrzeć na sam dół. W końcu dobrze, że nic nikomu się nie stało. – zbagatelizował sprawę chłopak.
– Może pomogę wam szukać nart? – zapytałam.
– Może lepiej nie! – skwitowała  Daria.

Nie, to nie. Mam swój problem. Moich nart też nigdzie nie widać… Kiedy pojawiłam się na dole po godzinie, Agata z Mariuszem byli mocno zaniepokojeni:

– Gdzież ty się podziewałaś?
– Miałam przygodę… Wpadłam na ludzi na stoku. Chyba są na mnie źli.
– Komuś coś się stało? – zaniepokoiła się Agata.
– Na szczęście nie.
– No to spoko! – pocieszył mnie Mariusz. – Idę zamówić gorącej herbaty dla wszystkich.

Skorzystałam z okazji, że zostałyśmy same i zwierzyłam się przyjaciółce:

– Ale na jakie ciacho wpadłam! Agata, normalnie szok!

– I to on jest na ciebie zły?
– Nie, ale był z niesamowitą laską. Wiesz, blond-cudo w kombinezonie prosto od Versace. A ja  w tych chrząszczowych goglach i stroju hipopotama…
– Faktycznie, nawet nie widać, jaka jesteś ładna. Ach, gdyby mógł cię teraz zobaczyć, bez gogli i czapki. O kombinezonie nie wspomnę…
– Nic z tego. – powiedziałam z żalem.

Na szczęście myliłam się, bo do baru wchodziła obgadywana przez nas para. Bez namysłu pomachałam do nich ręką:

– Chodźcie, tu jest miejsce! – krzyknęłam. Grzegorz spojrzał na mnie i najwyraźniej nie poznał:
– Głos jakby znajomy… Pewna szalona dziewczyna krzyczała na mnie na stoku, ale to chyba nie ty? – spytał.
– A teraz? – zapytałam zakładając gogle mojego brata.
– To ty, o rany! – obrzucił z uznaniem moje czarne, długie loki. Ukryte pod czapką nie robiły takiego wrażenia. Wiem, że są moim atutem.
– Może poszukamy innego stolika – powiedziała Daria. – Tu jest trochę ciasno…
– Ależ zmieścimy się wszyscy, bez obaw! – powiedział Mariusz, powracając z herbatkami.
– Udało się znaleźć narty? – zapytałam Grzegorza, który sadowił się koło mnie.
– Tak, były całkiem niedaleko, jakieś 100 metrów niżej. Prawdę mówiąc, podziwiam cię! Rzadko który narciarz odważyłby się zjeżdżać z Gwintówki na „krechę”!
– Ale ja nie umiem inaczej! Gdybym znała klasyczny styl, na pewno bym takim zjeżdżała! – tłumaczyłam się.
– A co to za sztuka? – spytała Daria.
– To spróbuj! – powiedział Grzegorz.
– Zakład, że mi się uda? Jutro? – drążyła temat Daria.
– Do tego trzeba odwagi. Ale proszę, jak chcesz, to zakład! – zgodził się Grzegorz. Coś mi się wydaje, że Daria miała jakiś cel.

– Macie jakieś plany na wieczór? Gdzie w ogóle mieszkacie? – postanowiłam przejąć inicjatywę.
– Jesteśmy 10-osobową paczką. Mieszkamy w „Romantice”. A wy?
– My jesteśmy tu w piątkę. I też mieszkamy w „Romantice”! – wykrzyknęłam radośnie.
– Co za dziwny zbieg okoliczności – powiedziała Daria z przekąsem.
– Może spotkamy się wieczorem w gronie naszych połączonych paczek? – zaproponowałam.
– Zgoda. O ósmej, w holu na dole. Wybieramy się na dyskotekę do ”Smoczej jamy”. Kto chce, ten przyjdzie. – oznajmił Grzegorz.

Na razie wszystko szło po mojej myśli. Grzegorz nie był na mnie zły, udało też umówić się z nim na wieczór. Co prawda będą jeszcze inne osoby, ale mam szansę zaprezentować mu się w całej okazałości, a nie tylko w hipopotamim kombinezonie. Że jestem kiepską narciarką, to jeszcze nie przesądza sprawy. Będę próbowała go przekonać o moich innych walorach…

Gdy punktualnie o ósmej pojawiłam się w holu „Romanticy”, miałam na sobie czarne spodnie-biodrówki z satyny i ulubiony top w błękitnoszarym kolorze. Wiem, ze wyglądałam prześlicznie, bo ten kolor szczególnie pasuje do moich szafirowych oczu. Grzegorz aż wciągnął głośno powietrze, inni chłopcy z jego paczki też patrzyli na mnie z podziwem. Nie widziałam jednak nigdzie mojej rywalki, Darii.

– Chyba jesteśmy w komplecie! Idziemy! – zakomenderował Grzegorz i wziął mnie za rękę. – Wyglądasz pięknie.
– Dziękuję. A gdzie Daria?
– Chyba ćwiczy na stoku zjeżdżanie na „krechę”. – uśmiechnął się po swojemu, kpiąco. – Prawdę mówiąc nie widziałem jej od popołudnia. Jest kiepską towarzyszką na nartach. Ciągle a to coś jej wpada do oka, to znów jest zmęczona albo jest jej zimno w nos. Ja tymczasem lubię sobie pojeździć. Z tobą chyba mógłbym zaszaleć…
Jeszcze jak! Jeszcze jak…” – pomyślałam, mocniej ściskając jego dłoń…

DROGI CZYTELNIKU

Artykuł, który właśnie przeglądasz, możesz łatwo udostępnić poniżej.

ROSOMAG.PL 🚀