Jak to się dzieje, że wciąż z wielkim sentymentem wspominamy czasy PRL-u, w pewnym sensie mitologizując nasze dzieciństwo? Nie było ono różowe, a jednak… W dzisiejszym pędzie (nawet dzieci biegają z jednych zajęć, treningów itp. na drugie) tamte czasy wydają się jakąś dziwną oazą spokoju
Nigdy nie przypuszczałam, że czasy mojego dzieciństwa mogą się komuś wydać epoką zamierzchłą. A tu masz! Jestem stara.
Nie, nie chodzi wcale o epokę kamienia łupanego albo nawet epokę Gierka, tylko o nie tak odległe przecież lata… osiemdziesiąte! A jednak dla młodocianych, z którymi na co dzień mam do czynienia, urodzonych w czasach raczkującego kapitalizmu po roku 89 i później, jest to rzeczywiście okres równie zamierzchły, co era dinozaurów…
Jeden Młody na wiadomość, że nie mieliśmy w szkole informatyki, i że komputer widziałam w telewizji (i to w kolorach czarno-białych), zapytał ze zgrozą:
– To jak pani żyła???
No właśnie – jak?

Nigdy zamierzałam gloryfikować PRL-u (a raczej jego ostatnich lat) ani politykować, tylko chciałam zapisać wszystko, co mi się przypomni z czasów „zamierzchłego” dzieciństwa. Moje teksty na prl-subiektywnie.blog.pl są więc nostalgiczne, niekiedy zabawne i – przede wszystkim – subiektywne. W żaden sposób jednak nie udało mi się odczarować tamtych czasów. Pozostaną mitologią.