Pierwszy Robin Hood, jakiego poznałam, miał twarz Michaela Praeda. W kultowym serialu lat 80. „Robin z Sherwood” zakochałam się bez pamięci mimo dziecięcego wieku i nawet nie pamiętałam albo raczej nie chciałam pamiętać, że Praeda zastąpił potem inny aktor. Z tej fascynacji postacią szlachetnego banity natychmiast zrodziła chęć znalezienia o niej informacji we wszelkich ówcześnie dostępnych źródłach
Robin Hood w kulturze – historia Robin Hooda
W zamierzchłych latach PRL-u (zamierzchłych dla pewnego dziesięciolatka, któremu świat bez internetu wydaje się epoką kamienia łupanego) kopalnią wiedzy była wtedy biblioteka. A ponieważ szlachetny rozbójnik z lasu Sherwood był od czasów średniowiecza bohaterem bardzo popularnym w literaturze i nie tylko, szperanie pośród zakurzonych i pachnących starością książek zakończyło się sukcesem. Na pierwszy ogień poszły powieści „Wesołe przygody Robin Hooda” autorstwa Howarda Pyleʼa (najsłynniejsza książka na temat banity z lasu Sherwood) oraz „Robin Hood” popularnego niegdyś pisarza dla młodzieży Tadeusza Kraszewskiego. Niestety, nie było innej pozycji tego autora – „Marianna, żona Robin Hooda”, ale… może dzisiaj znajdę w internecie?
Potem przeczytałam kilka pozycji, w tym jedną z modnej kiedyś serii z serduszkami o Robinie nastolatku, ale nie zachwyciły mnie na tyle, żeby zapamiętać tytuły. Ostatnie zaś było XIX-wieczne dzieło Waltera Scotta „Ivanhoe”, dla którego straciłam głowę w wieku lat niespełna czternastu i które sprawiło, że bez reszty zatraciłam się w miłości do średniowiecza, której wciąż pozostaję wierna. (Młodzież, której archaiczny wydaje się język Sienkiewicza, nie miała w rękach książki Scotta i… po prostu mało czyta, skoro nie rozumie tekstów naszego 'pierwszorzędnego pisarza drugorzędnego’.) Nie była to stricte powieść o Robin Hoodzie, który występował w niej jako Locksley i bohater drugoplanowy, ale wspominam o niej, ponieważ jest albo raczej była pozycją kultową przez kilkadziesiąt lat.
O Robinie z Sherwood pisano jednak setki lat przedtem, zanim go odkryłam. A konkretnie od sześciu wieków. Stąd liczba pozycji fabularnych i prac historycznych wynosi dzisiaj około 750! Nie mówiąc już o filmach, które motyw konfliktu Robina z szeryfem Nottingham i jego miłości do lady Marion eksploatowały na rozmaite sposoby, poczynając od filmu niemego z 1922 roku, który był najdroższą hollywoodzką produkcją lat 20., poprzez nagrodzone aż trzeba Oskarami „Przygody Robin Hooda” z roku 1938 z Errolem Flynem z roli głównej, a na bodaj najsłynniejszym dziele lat 90. z Kevinem Costnerem kończąc. „Robin Hood – książę złodziei” wydaje się najbardziej spektakularny, ale oczywiście nie był ostatnią produkcją o przygodach facetów w rajtuzach. Od lat 20. powstało bowiem łącznie blisko dwadzieścia filmów, seriali i kreskówek. Zważywszy na fakt, że Japończycy bardzo lubią zachodnie historie, takie jak chociażby ta o Kopciuszku czy Kocie w Butach, jeden z japońskich seriali anime jest o Robin Hoodzie. Na koniec warto jeszcze wspomnieć o parodii filmów o Robinie, szczególnie tego z 1922 roku, „Robin Hood: faceci w rajtuzach” Mela Brooksa.
Źródła legendy o Robin Hoodzie
Co ciekawe, te popularne opowieści o wyśmienitym łuczniku w kapturze, którego upamiętniają liczne pomniki w Anglii, m.in. w Nottingham, są dalekie od prawdy historycznej. Robin Hood bowiem, taki jakiego znamy… nigdy nie istniał!
Jak to bywa z legendami, na postać bohatera często skrywającego twarz pod zielonym kapturem i wraz z wesołą kompanią łupiącego bogatych i wspierającego ubogich, złożyło się kilka elementów. I niemal na pewno były to życiorysy co najmniej dwóch osób.
Niektórzy uważają, że pierwowzorem buntownika mógł być nieznany z imienia szlachcic, który stracił majątek po podboju Anglii przez Normanów w 1066 roku i do końca życia walczył z nowymi panami wyspy.
Miano najsłynniejszego banity w dziejach wzięło się natomiast od wyjętego spod prawa na początku XIII wieku Robin Hodeʼa, dzierżawcy w majątku arcybiskupa Yorku. Ponadto któryś z nich, o ile nie był to ktoś trzeci, musiał być znakomitym łucznikiem.
A skąd pomysł kryjówek w lesie Sherwood, w których wraz z Robinem żyli lady Marion, okrąglutki jak beczułka braciszek Tuck, mocarny Mały John i Szkarłatny Will? Z historii oczywiście. Rozległe ostępy leśne, nie tylko w Anglii, od wieków dawały schronienie wszelkiej maści wyrzutkom: rozbójnikom, domniemanym czarownicom itp. Było to bezpieczne miejsce, zważywszy na fakt, że ludzie epoki średniowiecza bali się zapuszczać w głąb lasu nie tylko ze względu na nieznajomość terenu, ale i na relikty pogańskich wierzeń w duchy zamieszkujące knieje.
foto: kadr „Robin z Sherwood/Robin Hood and the Sorcerer”