Czy można ożywić to, co niematerialne? Lęki, wspomnienia i opowieści zapamiętane z dzieciństwa, które sprawiały, że pociliśmy się ze strachu pod kołdrą albo baliśmy się wejść do ciemnego pokoju? Myślę, że tak i że czasem się to udaje
Śmierć, diabeł i demony
Inspiracją do napisania „Ballad Beskidzkiego Dziada” były dzieje przodków. Wszyscy główni bohaterowie istnieli w rzeczywistości – oczywiście za wyjątkiem symbolicznego wędrownego Dziada oraz kilku postaci drugoplanowych (dwie pierwsze żony Lacha). Czytając, należy jednak pamiętać, że nie jest to książka dokumentalna, tylko literacka wizja miejscowych podań i wspomnień. Każda z ballad, które mogą także funkcjonować oddzielnie, to historia kogoś innego, ale bohaterowie poszczególnych części są ze sobą mniej lub bardziej powiązani. Akcja całości obejmuje kilkadziesiąt lat, a spaja ją postać Dziada, którego oczyma czytelnik śledzi wydarzenia osadzone na tle autentycznych kamienickich tradycji i wierzeń.
Narrator wiedzie czytelnika do zagród skupionych w odgrodzonej od świata dolinie. Przedstawia losy prostych ludzi, którym przyszło narodzić się i egzystować w surowych, górskich warunkach. Co ważne – egzystować obok szeregu niematerialnych istot, takich jak śmierć, diabeł, boginki, strzygonie, siodełka, mamuny, duchy itp., w których istnienie nikt nie śmiał ówcześnie wątpić. W tle tych wspaniałych opowieści odnajdziemy wierzenia, mentalność oraz ukształtowany przez stulecia system wartości, stanowiący konglomerat wierzeń pogańskich i chrześcijaństwa.
Ponieważ nadrzędnym celem nie było stworzenie zwyczajnej sagi rodzinnej, forma utworu z założenia odbiega od wzorca powieści realistycznej i ciąży raczej ku… baśni!
Ballada o Tomku
Stryja mojego ojca widziałam dwa razy w życiu, we wczesnym dzieciństwie, jednak jego los tak głęboko zapadł mi w pamięć, że nie mógł on nie zostać bohaterem jednego z opowiadań zawartych w tomie „Ballady Beskidzkiego Dziada”…
Z duszą na ramieniu ruszył w obce strony. Wędrował tak od wsi do wsi przez kilka lat, najmując się do służby u gospodarzy i pomału powiększając majątek w zgrzebnym worku. Czasami wiodło się mu lepiej, a czasami gorzej. Czasem sypiał w komórce, a czasem w stodole. Gdy go bito albo czuł się wykorzystywany – uciekał. Gdy dobrze karmiono i zbytnio nie obciążano robotą, zostawał na dłużej. Nigdzie jednak nie zdecydował się osiąść na stałe i nigdy nie przyszło mu do głowy, aby wrócić do rodzinnej wioski. Podobało mu się bowiem owo wędrowanie i owa swoboda. I kto wie, czy nie zaszedłby kiedyś nawet w obce kraje, gdyby pewnej zimy nie przygnało go aż pod same Tatry, do zagrody majętnego gazdy, który gospodarzył z piękną jedynaczką. Gazdówna od pierwszego wejrzenia spodobała się biednemu włóczędze. Bez wahania cisnął dla niej w piec parciane worzysko, z którym uszedł z ojczystej doliny i niepomny swobody, całą siłą woli przywiązał się do miejsca, w którym niepodzielnie panna królowała. Chociaż nie śmiał marzyć, że zwróci nań oczy czarne jak węgielki, to przecież zwróciła! Na bogatych kawalerów nie chciała spoglądać i tłumacząc ojcu, że do małżeństwa jeszcze za młoda, wodziła rozkochanym wzrokiem za parobkiem, który czerwieniąc się, umykał do stajni żalić się koniom na swoją niedolę. Myślał, że umrze od tego miłowania, od którego i jeść mu się odniechciewało, i spać, i śmiać się… Wprawdzie stępiały rozsądek nakazywał zawczasu salwować się ucieczką, ale niepokorne serce trzymało się zagrody, nad którą nieraz słyszał i anielskie pienia, i diabelskie chichoty. Bo i niebem, i piekłem było dlań owo kochanie. Bo choć piękne, truło go od środka i tak sechł pomału z ogromnej tęsknoty. Ojciec dziewki, który niebawem połapał się, czemu córka jest niechętna innym kawalerom, chciał go precz przegonić. Jednak dziwnym trafem Biała przechodziła wówczas ścieżką koło płotu. Zajrzała na podwórze i umyśliła sobie, że kogoś ze sobą zabierze, bo smętnie jej było samej powracać w zaświaty. Spostrzegłszy, że dziury w parkanie pozatykane, a furtka na skobelek zamknięta, wgramoliła się na skarlałą jabłoń, która rosła za stodołą i po gałęzi wlazła do ogródka, a stamtąd przez okno do izby i dziabnęła kosą niestarego gazdę. Kto wie? Może zrobiło się jej żal rozmiłowanych w sobie młodych, a może jeszcze nie mogła zabrać ze sobą Tomka? Tak czy siak to ona sprawiła (chcący lub niechcący), że kiedy w chałupie zabrakło gospodarza, piękna gazdówna wydała się za parobka.
Najpierw przeczytaj
Takie oraz podobne i niepodobne teksty :), klasykę i zupełnie świeże utwory, książki dokumentalne i beletrystykę można znaleźć na stronie najpierw przeczytaj oraz pobrać za darmo. Jest to nowy portal, który powstał w oparciu o ebooks43.pl, również z darmowymi e-bookami.
Kto wie, może dzięki takim portalom uda się w Polsce jeszcze bardziej upowszechnić czytelnictwo (nie jest z tym chyba tak źle albo tylko ja obracam się wśród małych i dużych, którzy sporo czytają ;), a wysokie ceny książek nie będą już wymówką dla tych, którzy nie czytają?
Zapraszamy do lektury!