Win

Winnetou: Dziedzictwo indiańskiego bohatera

Ostatnia aktualizacja:

Był taki czas, kiedy chciałam być… Indianką! A kiedy mi przeszło, postanowiłam zostać pierwszą kobietą-taperem. Niestety, urodziłam się o sto lat za późno i Dziki Zachód dawno już odkryto. Te mniej lub bardziej dziwaczne pomysły zrodziły się rzecz jasna po przeczytaniu książek Karola Maya, gdzie na pierwszy plan wybijali się szlachetny wódz Apaczów Winnetou i jego biały brat Old Shatterhand

Winnetou – kultowy bohater z dawnych lat

Postać szlachetnego wodza Apaczów z plemienia Mesclaero, który zawarł braterstwo krwi z Old Shatterhandem (Grzmocąca Pięść), Niemcem z pochodzenia i alter ego Karola Maya, jest pokłosiem romantycznego wyobrażenia pisarza o szlachetnym dzikusie, który dzięki naukom białego żyjącego wśród Indian łączy w sobie najlepsze cechy dwóch ras.

Winnetou, bohater popularny już za czasów Maya, stał się ikoną popkultury w latach 60. minionego wieku, kiedy na motywach powieści nakręcono cykl westernów. (Uwaga! Niemcy byli pierwsi w Europie, jeśli chodzi o ten gatunek i dopiero po nich wziął się za spaghetti westerny Włoch Sergio Leone). W filmach tych, których jest aż jedenaście, Winnetou został ukazany jako wódz, który postawił sobie zadanie niemożliwe do wykonania: zaprowadzenie pokoju pomiędzy białymi a Indianami. Tajemniczy, małomówny i zawsze nadjeżdżający na swoim czarnym mustangu w odpowiednim momencie, żeby wyciągnąć do przyjaciół pomocną dłoń. Jego atrybutem jest strzelba nabijana srebrnymi ćwiekami, nosi skórzany strój z naszytymi biało-niebieskimi elementami i opaskę z wężowej skóry na włosach.

Dzięki tym filmom Winnetou już zawsze będzie miał twarz Pierreʼa Briceʼa, wcześniej nikomu nieznanego francuskiego aktora, na którego punkcie po premierze Europa dosłownie oszalała. A kiedy w części „Winnetou III: Ostatnia walka” (1965) wódz Apaczów zginął od kuli, tak samo zresztą jak w powieści, zasłaniając Old Shatterhanda, w biurze producenta rozdzwoniły się telefony. Oburzeni widzowie wydzwaniali z pogróżkami.

Pod taką presją nie było wyjścia i… w ciągu trzech lat nakręcono jeszcze pięć filmów, które opowiadały o wcześniejszych przygodach szlachetnego Apacza i jego przyjaciół: brata krwi Old Shatterhanda, superstrzelca Old Surehanda, komicznego Sama Howkinsa i wielu innych oryginałów. Niestety, postacie drugoplanowe są tylko nikłym odbiciem krwistych powieściowych bohaterów, a niektórych po prostu nie ma, co oczywiście wynika z faktu, że sztuka filmowa rządzi się innymi prawami niż literatura.

Old Shatterhand za kratkami

Postać wodza Apaczów nie ma żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości, podobnie jak i jego przygody czy poważanie, jakim mógłby się cieszyć indiański wódz w XIX-wiecznej Ameryce. I mieć oczywiście nie może, bo Karol May (1842–1912), twórca kultowego cyklu o Winnetou, odwiedził Stany Zjednoczone dopiero pod koniec życia, długo po napisaniu powieści o Dzikim Zachodzie. A mimo to zyskał wielką popularność, a jego sukces był porównywalny do tego, jaki swego czasu osiągnęła autorka „Harryʼego Pottera”. Zresztą powieści Maya do dziś cieszą się zainteresowaniem młodzieży (choć nie tak, jak kiedyś) ze względu na przystępny język, wartką akcję i niezapomniane kreacje postaci.

Kim był człowiek, któremu udało się zawładnąć umysłami nastolatków tylu pokoleń? Którzy chcieli jeździć na czarnym rumaku? Bawili się łukami? Czy kradli mamie prześcieradło, żeby zrobić wigwam, jak na przykład ja z kolegą?

Zanim został belfrem i trafił do więzienia za drobne kradzieże, gdzie odkrył swój talent literacki, wiódł dość skromne życie. Pochodził z ubogiej rodziny i do piątego roku życia, dopóki operacja nie przywróciła mu wzroku, cierpiał na ślepotę. Paradoksalnie, nie wiodło mu się najlepiej do czasu, aż za popełnione przestępstwa został zwolniony z pracy. Mało tego – był recydywistą i często wracał za kratki.

Nie ma jednak tego, co by na dobre nie wyszło i dość szybko zaczął publikować pisane w więzieniu książki. Najpierw były to wydawane pod różnymi pseudonimami powieści brukowe, aż wreszcie, na początku lat 80., zaczął opisywać przygody bohaterów na Dzikim Zachodzie i już poszło z górki. Jego książki rozeszły się po świecie w 200 milionach egzemplarzy, a wielbicieli miał jeszcze więcej. Co ciekawe, do ich grona należeli Einstein i Hitler, co może być znakomitym przykładem na to, jak literatura potrafi zjednoczyć wrogie nacje.

Nie mogę także zapomnieć o sobie. Pierwszą powieścią Maya, którą przeczytałam, był „Skarb w Srebrnym Jeziorze” i do dzisiaj z sentymentu trzymam ją na półce. Podczas ponownej lektury nie zrobiła już na mnie takiego wrażenia, ale też nie zatarła niepowtarzalnych dziecięcych wspomnień. Filmem zaś, który mama oglądała w remizie strażackiej w ramach obwoźnego kina w latach 60., był ostatni z cyklu „Winnetou w Dolinie Śmierci” (1968); pierwszym jest „Skarb w Srebrnym Jeziorze”.

Jako produkcje niemiecko-jugosłowiańskie filmy te różnią się nieco klimatem od westernów amerykańskich. Przepiękne chorwackie plenery sprawiają wrażenie bajkowości, a romantyczne motywy muzyczne autorstwa Martina Böttchera grają niepoślednią rolę, i chociaż fabuła jest naiwna, wciąż miło się je ogląda. Z sentymentu.