Bali, niewielka wyspa na Pacyfiku należąca do Indonezji, to dla wielu osób synonim raju i luksusu. To wymarzone miejsce na odpoczynek, ponieważ balijskie ośrodki spa uchodzą za najlepsze na świecie. Sekret ich sukcesu tkwi w egzotycznym (dla nas) wystroju wnętrz, w ich przepychu oraz w samych rytuałach pielęgnacyjnych. Są one kopiowane przez ośrodki spa na całym świecie…
Wyspa Bali – najwspanialsza wyspa świata
Co takiego niezwykłego jest w balijskim sposobie pielęgnowania i masowania skóry, że każdy, kto go spróbował chce więcej i marzy o tym, by mógł z takich zabiegów skorzystać również w domu? To ukojenie, elegancja i piękno balijskiego masażu, a także towarzysząca mu bajeczna atmosfera, przepych wnętrz, niezwykłość gestów pięknych masażystek, balijska muzyka, aromaty olejków i kadzideł. Dzięki tej wielkiej renomie balijskich rytuałów urody, wzorowane na nich ośrodki powstają w najbardziej oddalonych od tej wyspy krajach – w Europie, Ameryce Północnej.
Ukojenie dłońmi
Balijska technika nazywana jest „masażem kojących dłoni”. Podobno korzenie tego masowania wywodzą się z praktyki leczenia obolałych mięśni i stawów rolników zajmujących się uprawą ryżu na wyspie. Wiele godzin spędzonych w wodzie, w niezdrowym zgięciu kręgosłupa, dźwiganie ciężarów, tropikalna wilgoć wywoływało dolegliwości, które trzeba było szybko uśmierzyć. Balijczycy świadczyli więc sobie wzajemnie takie „sąsiedzkie” usługi kręgarskie. Właśnie ten rodzaj masażu przede wszystkim przywraca sprawność nadwerężonym ścięgnom, mięśniom i stawom.
Każdemu seansowi towarzyszą „zwyczajne” na Bali rekwizyty: olejki (przepięknie pachnącego frangipiani, jaśminu, róży, drzewa sandałowego, kokosu, kampaki, ylang-ylang), a także kamienie (przeważnie wulkaniczne, bo na wyspie jest czynnych kilka wulkanów, które dostarczają budulca tysiącu świątyń…), zioła. Bez względu na to, czy będąc na Bali udamy się do spa w 5-cio gwiazdkowym hotelu, czy też skorzystamy z plażowej usługi w bambusowym pawilonie z muślinowymi zasłonami i widokiem na ocean – wszędzie otrzymamy to samo: balijski system terapeutyczny, który wprowadzi nas w stan harmonii ciała, duszy i umysłu, oraz głęboko zregeneruje skórę i tkankę mięśniową. Powiedzmy jednak od razu – nie będzie to tylko łagodne muskanie. Ten masaż momentami nawet… zaboli.
Masaż balijski korzysta z kilku technik: akupresury , refleksologii, ajurwedyjskiej medycyny, jogi oraz typowego dla tej wyspy masażu relaksacyjno-regenerującego. Jednak dlatego jest wyjątkowy, gdyż w czasie jednej sesji otrzymuje się kompleks zabiegów, które mają nas rozluźnić i uwolnić napięcie, poprawić krążenie krwi i limfy, przemianę materii, zmniejszyć stres i jego skutki.
Masaż jest wykonywany na łóżku lub bambusowej macie. Masażystka lub masażysta bierze w dłonie wonne olejki. Ich zapach jest oszałamiający i bardzo intensywny, bo to też część terapii: aromat jest bardzo silnym bodźcem, który ma swoje działanie lecznicze, bo po pierwsze sprawia ogromną przyjemność, a jednocześnie usprawnia krążenie krwi i limfy. Podczas zabiegu uciskane są określone punkty ciała (jak w akupresurze chińskiej), ale są one też opukiwane, głaskane, ugniatane, wałkowane i rozcierane. Ruchy rąk masażystki kierowane w stronę głowy są mocniejsze, natomiast ruchy wykonywane w kierunku przeciwnym – łagodnieją. Zmienna intensywność ruchów masażystki sprawia, że jej dotyk sięga w głąb napiętych mięśni, poprawia krążenie krwi i limfy, a silny ucisk z kolei rozluźnia mięśnie, dzięki czemu masaż ten jest skuteczny w terapii różnych urazów sportowych. Aby wzmocnić działanie zabiegu w przypadku chorej lub bolesnej części ciała, używa się ciepłego olejku z dodatkiem trawy cytrynowej, goździków lub imbiru.
Nie tylko tułów poddawany jest zabiegom w trakcie sesji masowania, ale również stopy oraz głowa (wraz z włosami) i twarz. Po zasadniczym masażu (w jego trakcie nie rozmawiamy, to ważne, zresztą masażystka nie będzie się i tak do was odzywać, pozwalając napawać się muzyką i zapachem!) – następuje wyciszenie. Pozostajemy sami w pomieszczeniu, w oparach magicznych woni przy cichutkiej muzyce relaksacyjnej, która stała się synonimem gatunku spa-lounge. Po chwili więc pojawia się uczucie błogostanu psychicznego i fizycznego.
Gdy otworzymy oczy ujrzymy proste, ale piękne sprzęty – rzeźbione bogato drzwi, tekowe łóżko, stolik i fotele, tkaniny mienią się złotem i srebrem. Muślinowe zasłony powiewają, poruszane nadmorską bryzą, w rogu pokoju wyleguje się z pewnością jakiś mały demon. Jeśli masowaliśmy się na plaży, po kojących dłoniach masażystki ukoją nas… fale Pacyfiku i widok na oślepiająco biały piasek, palmy oraz turkusową wodę Pacyfiku… Salamat!
PS.
Wbrew pozorom dwa tygodnie na Bali to nie jest jakaś koszmarnie droga wyprawa. Najdroższy jest przelot: byłam w listopadzie, za bilet w dwie strony z wylotem z Wrocławia i przesiadką we Frankfurcie do Denpasar zapłaciłam 2300 zł/pasażer, a pobyt w hotelu ze śniadaniami, ogrodem, z basenem i klimatyzacją w Sanur kosztował 2400 zł za 2 tyg, za pokój 2-osobowy! Masaż już od 5 USD, balijski rytuał spa zaczynał się od 10 USD. Jedzenie pyszne i tanie, wynajęcie samochodu z kierowcą – grosze. Zmieściliśmy się w kwocie 5000 zł za osobę za balijskie wakacje. Było super! Trzeba się tylko odważyć na samodzielną wyprawę…